 |
Bentley Continental GTC - chyba najbardziej prestiżowy samochód na Rublowce. Swego czasu na otwarcie restauracji A.V.E.N.U.E. w Barwicha Luxury Village goście jak jeden mąż przybyli takimi właśnie limuzynami
Foto: Robert Kowalewski |
Skończyła się Moskwa, skończyło się chamstwo na drodze.
Jewropa! - cmoka Kola Darinski, doktor biologii i właściciel niwy, którą dorabia do pensji, podrzucając pasażerów na łebka.
Za studolarową dniówkę wiezie nas z fotografem Robertem Kowalewskim do symbolu rosyjskiego bogactwa - na Rublowkę.
Tkwimy w korku na skrzyżowaniu w Barwisze. Leje. Z przodu hummer i zabryzgany po dach biały bentley. Z tyłu porsche cayenne, mercedesy, dżipy. W tej szlachetnej kompanii pełzniemy 20 kilometrów na godzinę. Nikt nie wyprzedza (jest zakaz), nie trąbi, nie robi obelżywych gestów. Gdy na poboczu majaczy przechodzień - limuzyny hamują, by go przepuścić. Jakby na każdym billboardzie wisiało hasło: "Wolność! Równość! Miłość bliźniego!".
Billboardy stoją co kilkadziesiąt metrów i informują o pierwszych potrzebach mieszkańców:
"Nianie z Filipin";
"Najlepsi stomatolodzy z Francji";
"Lifting bez zastrzyków";
"Depresja bez tabletek";
"Detektyw całodobowo";
"Agencja Idealni Ludzie - VIP-obsługa domu".
W pejzażu za brudną szybą naszej niwy dominują VIP-płoty: trzy-, cztero- i pięciometrowe. Każdego rogu pilnuje kamera. Tu i ówdzie ogrodzenia VIP-domostw zwieńczają bele drutu kolczastego.
Człowiek za murem
- Gdzie pani jest, nie widzę pani w żadnym monitorze! - zdenerwował się Wiaczesław Agadżanow, gdy po raz trzeci zadzwoniłam z komórki, że nie mogę znaleźć wejścia.
- Stoję na wprost kryształowych drzwi. Cerkiew mam po lewej, po prawej - marmurowe schody.
- Kryształowe drzwi? Mamy jakieś kryształowe drzwi? - zdziwienie w głosie gospodarza nie było udawane. Agadżanow wysłuchał czyjejś odpowiedzi i rzucił do słuchawki: - Aa, proszę tam zostać, zaraz kogoś po panią wyślę.
Biała willa na pograniczu Razdorów i Barwichy rozmiarami przypomina zamki nad Morzem Śródziemnym. W czworokąt murów wbudowano cerkiewkę.
Zaczęło się od podejrzliwych pytań: skąd znam jego telefon i po co chcę się spotkać. Skończyło się na obiedzie z bruderszaftem.
62-letni Sława Agadżanow, poliglota (zna włoski, portugalski, hiszpański, angielski), pół-Ormianin po ojcu, wysokim urzędniku partyjnym w ZSRR, osobiście oprowadził po pięciu kondygnacjach efektownej budowli ("jaki tam zamek, normalny dom!"). Mogłam pobrzdąkać na białym steinwayu i wyobrazić sobie, jakie toasty wznosi się w sali bankietowej na dwieście osób. Lubi Polskę. Pozdrawia Romana Stachonia z Katowic i jego córkę Gabę.
W młodości pracował jako dziennikarz agencji prasowej Nowosti.
- Zawsze z cudzoziemcami - podkreśla. - Uczestniczyłem w publikacji wspomnień Breżniewa w Korei Południowej. Swoich pomysłów realizować nie mogłem, więc w roku 1988 założyłem własny biznes - agencję mody i pismo "Modus Vivendi".
Agencja i pismo już nie istnieją, ale został po nich dochodowy budynek w centrum Moskwy. Sława wydał także albumy fotografii "Pierwszy prezydent Rosji" [Agadżanow ma pamiątkową fotkę z Jelcynem] i "Władimir Putin - drugi prezydent Rosji" [fotki jeszcze nie ma].
- Moja główna działalność? Jestem już stary, urodziłem się w roku zwycięstwa i dlatego nazwano mnie Sławą. Mieszkaliśmy przy bulwarze Twerskim, za Stalina dozorcy co rano wężem gumowym zmywali podwórza i ulicę. Stalin był wielkim człowiekiem, chcesz zobaczyć obraz, jaki mi podarował Łukaszenka? - Sława zmienia temat, demonstruje swoją kolekcję portretów "silnych ludzi": Stalin, Lenin, Dzierżyński, Napoleon.
Do władzy radzieckiej nie ma pretensji: "Wszystko mi dała - wykształcenie, dobrą pracę. Byliśmy potężnym imperium. Jechałem z czerwonym paszportem do Włoch i czułem powszechny szacunek".
Do nowej władzy nie ma pretensji, bo sklepy są pełne, a ludzie się bogacą. W ogóle Sława do nikogo nie ma pretensji i nawet na wrogach się nie mści: "Jestem chrześcijaninem, a to znaczy, że powinienem wybaczać".
Na stronie internetowej Compromat.ru można przeczytać, że w latach 90. Wiaczesław Agadżanow zbliżył się do "rodziny" Jelcyna. Kierował wtedy trzema bankami i niemiecko-rosyjską fundacją Pojednanie i Zrozumienie.
Rublowka-dolarowka
Nazwy Rublowka nie ma w żadnym słowniku i na żadnej mapie, a przecież podnosi ciśnienie krwi. Rublowka-dolarowka, symbol udanego życia, obietnica przynależności do śmietanki społeczeństwa. "Rezerwat bogatych, stylowych i silnych" - reklamuje deweloper nowe osiedle.
- Cała Rublowka to kilka szos i osiedla przy nich - twórca wydawnictwa Wagrius i wiceminister mass mediów Władimir Grigorjew rysuje odręcznie mapkę.
- Ze starych wsi największą sławę mają Barwicha (tu "urzędował" chory Jelcyn), Żukowka - rezerwat nomenklatury radzieckiej, i inteligencka Nikolina Góra - gniazdo rodzinne klanu Michałkowów-Konczałowskich.
Nowe osiedla wabią nazwami kosmopolitycznymi lub patriotycznymi: Europa Hill, Ojczyste Sosny, Forest Lake Club, Stawy Hrabiowskie, Green Town, Jezioro Łabędzie...
Nazwy często kompensują realia: ziemia jest droga, więc buduje się gęsto. Zamiast jezior i sosen z okien widać okna sąsiada.
- Obliczam, że na 60-kilometrowym odcinku z Moskwy do Zwienigorodu powstało ze trzysta nowych osiedli. Z reklamowanych przez nas usług aktywnie korzysta jakieś 50-tysięcy osób - rudy i sympatyczny Edik Dorożkin jest redaktorem naczelnym tygodnika "Na Rublowce", wykładanego w restauracjach i butikach.
Z 16 stron pisma czternaście zajmuje reklama. Ceny wybija się tłustym drukiem, ostentacyjnie: "Dom 1600 m kw., działka 54 ary, 10 800 000 $, telefon ".
Tyle kosztuje willa domorosłego projektanta. Hektarową posesję z dwoma pałacykami według projektu Holendra Berta Bronsa wyceniono na 60 mln dolarów.
- A najbardziej fantazyjna budowla Rublowki? - pytam Edika.
- Dopiero powstaje, makietę znajdzie pani w Internecie. Jeden z szefów deweloperskiej Capital Group zamówił go u Zahy Hadid, pierwszej kobiety, która przełamała monopol mężczyzn na Oscara architektury - Nagrodę Pritzkera.
Wchodzę na stronę http://www.archi.ru/events/news/news_current_press.html?nid=5514... Wygląda nieziemsko, jakby lotniskowiec spółkował ze skocznią narciarską w Innsbrucku (także projektowaną przez Zahę Hadid). Koszty budowy i honorarium autorskiego inwestor dyskretnie przemilcza.
Gdy pytam o kultowe miejsca Rublowki, Edik krzywi się ironicznie.
- W "Carskim Polowaniu" bywał Jelcyn, "Werandę przy Daczy" wspomina Oksana Robski w bestsellerze "Casual. Zwyczajna historia", ale to jadłodajnie, jakich mnóstwo w Moskwie. Za kultowe uchodzą tylko wśród manikiurzystek i fryzjerek, które podnieca życie celebrytów. Młode gąski oszczędzają na abonament do World Class Fitness w Żukowce w nadziei, że w siłowni spotkają oligarchę i podbiją jego serce. Nie znam przypadku, by się to udało.
Złote getto
- Tu Trzeci do Pierwszego, polscy żurnaliści już są. Tak, Gazeta Wyborowa, przejmujesz ich? - raportował krótkofalówce ochroniarz Barwicha Luxury Village.
Wieś Luksusu wyrosła w Barwisze trzy lata temu i stale się rozbudowuje. Pomysł skupiska butików importowano z Lazurowego Wybrzeża, inwestując ponoć 50 milionów dolarów.
Zezwolenie na wizytę trzeba było załatwiać tydzień. Zakazano nam fotografowania salonów samochodowych i rozmów z obsługą sklepów. Wszystko w trosce o VIP-klientów. Tyle że klientów nie było. Ani żywej duszy w ciągu dwóch dni. Nadaremnie pachniały orchidee na stołach restauracji A.V.E.N.U.E. Nikt nie zamówił nawet minerałki po 10 dolarów szklanka.
- Macie tu jakichś kupujących? - spytałam szeptem ekspedientkę w wielkim jak supermarket butiku Prady.
- Nie wiem, pracuję dopiero miesiąc - odszepnęła.
Fasady pawilonów wyłożono kanadyjskim cedrem. W zimie grzeją, w lecie chłodzą, w międzyczasie "reinkarnują styl rustykalny w wersji luksusowej".
Na 82 tysiącach metrów kwadratowych (wynajem jednego metra - 1800 dolarów) Gucci konkuruje z Ermenegildo Zegna, D&G z Tiffanym, Bvlgary z Ferrari i Bugatti.
- A tu tendencja się zmieniła! - kwituje pustki Natasza Głazowa, mieszkanka Gorek-2. - Rosjanie nauczyli się języków obcych i rozjechali po świecie. Zakupy na Rublowce imponują najwyżej bogatym prowincjuszom. My z koleżankami umawiamy się na soldy do Mediolanu, Paryża, Londynu. I zabawniej, i taniej.
Carska, sekretarska, diabelska
Elitarny jest sam kierunek, północno-zachodni, o czym zadecydowała róża wiatrów.
"I lasy nasze wielgie, w których wiatry ożywcze się rodzą, w spokoju trza zostawić i chronić je od pożarów, iżby wiatry owe, od zachodu ku Moskwie wiejące, z łaski Bożej miłymi do nas docierały i stolicę czyściły" - napisał w dekrecie z 20 stycznia roku 1664 car Aleksiej Michajłowicz, zakazując budowy kuźni, wędzarni i wszelkiego "wonnego" przemysłu na zachód od stolicy.
- Rublowka, jaką zapamiętałem w latach 70. i 80., to była najpiękniejsza droga pod Moskwą. Cały czas jechało się przez stary las, obok prześwitującej tu i ówdzie wstążki rzeki. Istny raj! Dacze budowano z dala od szosy, nawet bram wjazdowych nie było widać, człowiek był sam na sam z lasem - wspomina Władimir Grigorjew.
Tędy borem, lasem uciekali na Litwę i do Polski buntownicy i wichrzyciele, choćby Dymitr Samozwaniec. Tędy do klasztoru w Zwienigorodzie pielgrzymowali Piotr I i Katarzyna II, by pokłonić się szczątkom świętego Sawwy, orędownika Romanowów. Pod koniec wieku XVIII oprócz dwóch carskich rezydencji wyrosło w okolicy szesnaście pałacyków książęcych i kilkadziesiąt szlacheckich - obliczył Gieorgij Blumin, autor monografii "Carska droga".
Czego nie spalono i nie rozgrabiono, przejęła po rewolucji nowa władza. W Usowie bywali Lenin z Krupską. Carskie komnaty w Iljinskim weszły w skład rezydencji Nowo Ogariowo, gdzie mieszkał Michaił Gorbaczow, a teraz Władimir Putin. Trocki zajął pałac księcia Jusupowa, Stalin - warowną posiadłość nafciarza-milionera Zubałowa. W stosownej odległości osiedlili się Mołotow, Mikojan, Kaganowicz, Chruszczow.
- Jedno z moich pierwszych wspomnień: jedziemy z ojcem pobiedą do Nikolinej Góry, jest rok 1957 - Sasza Lipnicki, legenda rosyjskiego rocka, był gitarzystą grupy Zwuki MU.
- Mój trzyletni brat Wołodia chce siusiu, ojciec zatrzymuje samochód i prowadzi go na pobocze. Wtem zza drzewa wyłania się człowiek w szarym ubraniu: "Paszli won! Odjeżdżaj!" - rozkazuje po chamsku. Dziś wiem, że pół kilometra dalej był skręt do daczy Chruszczowa. Widocznie sekretarz był w domu i za każdym drzewem stali kagiebiści. Nie pozwolili się dziecku nawet wysiusiać!
Wygnania z Rublowki są równie bolesne jak z niebiańskiego raju. Weźmy willę marszałka Michaiła Tuchaczewskiego w Pietrowo Dalniem.
W roku 1938 właściciela rozstrzelano i stała pusta, aż po wojnie anektował ją premier Gieorgij Malenkow. Pięknie rozbudował dom, lecz po spisku przeciwko Chruszczowowi musiał wyjechać do Kazachstanu na dyrektora elektrowni wodnej.
Kolejny lokator, premier Nikołaj Tichonow miał glejt na dożywotnie użytkowanie, ale ZSRR upadł i 14-hektarowa działka nie uszła uwagi demonicznego oligarchy Borysa Bierezowskiego. Bezużytecznego emeryta Tichonowa wysiedlono, a Bierezowski kupił posiadłość dla córki. Kilka lat później poprosił o azyl w Anglii, więc prywatyzację anulowano i Katia Bierezowska z mężem i dzieckiem wyprowadzała się w ciągu jednej nocy.
Pechowy dom zajmuje dzisiaj Siergiej Sobianin, szef administracji premiera Putina. Ciąg dalszy nastąpi?
Razdory, czyli niesnaski
- Nierówności społeczne były tu zawsze. Ale dopiero teraz trwa istna walka klas! - aktorka Alona Bondarczuk jest córką reżysera Siergieja Bondarczuka i jego muzy Iriny Skobcewej.
Nazwa Razdory przypomina, że kolejni właściciele majątku - książęta Odojewscy, Golicynowie, Jusupowowie - kłócili się zaciekle, choć nikt już nie pamięta o co. Po książętach nie ma śladu, w drewnianych chałupach na obrzeżu gnieżdżą się autochtoni, miejscowi chłoporobotnicy. Centrum należy do elementu napływowego, członków spółdzielni Nowizna. Założyli ją w roku 1927 funkcjonariusze Rabkrinu, Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej, jednego z bolszewickich organów kontroli. Dokooptowali krewnych i znajomych, w sumie sto parę osób. Cel zrzeszenia był szczytny: budowa pierwszej radzieckiej kolonii domków podmiejskich, gdzie regenerowano by siły ku chwale ojczyzny.
Miejsce wybrali idealne: sześć kilometrów od Moskwy, las sosnowo-modrzewiowy, malownicze zakole rzeki, przystanek kolejki elektrycznej.
- Szeregowym obywatelom przysługiwało sześć arów ziemi, członkom Nowizny - aż 25. Nasza rodzina, gdzie do spółdzielni wstąpiły trzy osoby dorosłe, otrzymała działkę 75-arową - mówi córka pionierów Nowizny, chemik Marianna Rudomino. Jej matka była założycielką Biblioteki Literatury Obcej, sąsiadami są potomkowie bolszewika Boncza-Brujewicza, kompozytora Kabalewskiego, twórcy kosmonautyki Siergieja Korolowa. Działkę wolno było otoczyć wąskimi sztachetami do 1,6 metra wysokości - człowiek radziecki nie miał nic do ukrycia. Domy były prawie identyczne, drewniane, jednopiętrowe z werandą, ścianki działowe z dykty.
Przy Breżniewie większość dacz była już murowana i szczelnie ogrodzona. Za Jelcyna poszła pierwsza fala wyprzedaży dacz przez zubożałych generałów, profesorów, jednocześnie w Nowiznie pojawili się milionerzy. Z jednym z nich, Sławą Agadżanowem, wypiliśmy bruderszaft [jest fotka].
Z Aloną Bondarczuk mi się nie poszczęściło.
- Dziennikarze są uprzedzeni do naszej rodziny, właściwie powinnam odłożyć słuchawkę - usłyszałam na wstępie.
Nie odłożyła, stąd wiem, że Siergiej Bondarczuk odkupił od kogoś dom w latach 70. Od jego śmierci Alona (jest rozwiedziona) mieszka z matką. Obok wybudował się jej brat Fiodor, także znany aktor i reżyser ("9 kompania") i wpada rano na herbatę. Na własny koszt wybrukowali trotuar wokół ogrodzenia, wyasfaltowali drogę i wjazd do garaży. Na sąsiednich ulicach plenią się chaszcze, wokół Bondarczuków jest trawnik, krzewy ozdobne i rząd brzóz.
- Fiedia wydał na to mnóstwo pieniędzy, własnoręcznie strzyże trawę. Ja obsadziłam płot różami, latem wystawiam skrzynki z kwiatami. A skutek? Sąsiad napisał do zarządu spółdzielni, że się szarogęsimy na wspólnej ziemi. Inny przyszedł z łomem, groził, że rozbije asfalt i posieka róże. Nie, nie żaden degenerat, brat znanego uczonego! A to, że plac zabaw dla dzieci zarósł burzanem, że drewniany klub wkrótce się zawali, nikomu nie przeszkadza. Miejscowi też niewiele lepsi: ukradli Fiodorowi psa, musiał go wykupić, słono za to płacąc.
Dlatego Alona ma żelazną zasadę: obcuje tylko z ludźmi sukcesu, którzy nie mają czasu obmawiać i zazdrościć bliźnim.
- Mnie cudze bogactwo nie drażni. Gram w serialach, w teatrze, zapowiadam imprezy kulturalne, zarabiam, ciężko pracując.
Prychwatyzacja
Grupowe zasiedlenie Rublowki przez nomenklaturę zaczęło się po wojnie i do lat 90. wszystko było jasne.
Żukowka-1 należała do rządu, dacze przydzielano ministrom. Żukowką-2 dysponował KC partii. Najciekawsza była Żukowka-3 - profesorsko-artystyczna. Nieopodal współtwórcy bomby wodorowej, głośnego dysydenta Andrieja Sacharowa, mieszkał Mścisław Rostropowicz. Geniusz wiolonczeli miał na posesji domek dla ogrodnika, który oddał do dyspozycji bezdomnemu pisarzowi Sołżenicynowi. Tu powstawał "Archipelag GUŁag" i inne antyradzieckie utwory.
W latach 90. na fali prywatyzacji państwa [prychwatyzacji - ironizują Rosjanie, bo łakome kąski chwytali ci, co byli blisko władzy] dacze w Żukowce 1, 2, 3 wykupiła drużyna Borysa Jelcyna: byli ministrowie kultury, finansów, wicepremier, sekretarz prasowy... Teoretycznie każda decyzja o prywatyzacji obiektu państwowego wymagała specjalnego dekretu prezydenta, ale nikt się tym nie przejmował. A że cegła i cement przestały być towarem z rozdzielnika, za elitą władzy pociągnęła na Rublowkę elita finansowa.
 |
- Na Rublowce nawet byli kołchoźnicy mają się nieźle. Jeśli zasieją pietruszkę - sprzedadzą z trzykrotnym przebiciem - mówi rockman Aleksander Lipnicki
Foto: Robert Kowalewski |
- W umowach z tamtych lat jest mnóstwo jawnych przekrętów, dlatego mało kto się ucieszy, że chce pani o nim pisać - prorokuje rockman Lipnicki.
- Wiele nowych osiedli powstało dzięki temu, że wszechmogący Paweł Borodin, zarządca sprawami prezydenta, sprzedawał deweloperom państwową ziemię, do czego nie miał najmniejszego prawa. Jako mieszkańcy Nikolinej Góry podaliśmy Borodina do sądu, był głośny proces i reportaże w NTV.
Sasza Lipnicki przez dwa lata chodził do sądu jako świadek. Przedstawiał dokumenty, w których las pierwszej kategorii kwalifikowano do parcelacji jako zarośla i nieużytki. Sąd kiwał głową, zgadzał się z ekspertyzami, po czym wydał wyrok korzystny dla Borodina i deweloperów.
Droga przez mękę
- Ale, ale, chce pani zobaczyć daczę Aleksego Tołstoja? Poproszę Pietię Awena, by ją pokazał - minister Grigorjew wciska guzik komórki. Wszystko idzie dobrze, póki nie wypowiada słów: z Polski, dziennikarka...
- Z dziennikarzami zagranicznymi nie rozmawia - mówi przepraszająco Grigorjew.
Czerwony hrabia Aleksy Tołstoj ("Piotr I", trylogia "Droga przez mękę") skarżył się na klimat Barwichy - meble mu się rozsychały. Bywali u niego Stalin, Mołotow i liczni pisarze. Pod nieobecność gospodarza drzwi otwierał lokaj w kaftanie: "Jaśnie pan jest na zebraniu Rady Komisarzy Ludowych" - informował gości.
Piotr Awen, doktor ekonomii, minister w rządzie Jegora Gajdara, obecnie prezydent potężnego Alfa Banku, kupił dom-pomnik za 200 tysięcy dolarów - akurat tyle samo państwo otrzymywało z rocznego wynajmu tejże daczy.
Sprawę nagłośnili dziennikarze, pytali, jaki był cel pozbywania się złotej kury wraz z budynkami gospodarczymi i dużą działką?
Awen pisał sprostowania, twierdził, że zapłacił całe 800 tysięcy. Prawdy nikt nie dochodził i bankier mieszka u Tołstoja jak u Pana Boga za piecem. Zgodę na prywatyzację domu Tołstoja i dacz partyjnych dostojników podpisał ówczesny wicepremier Alfred Koch. Z polityki wypadł, biznes go znudził, za to odnalazł się jako reporter. Szefuje kolorowemu pismu dla mężczyzn "Miedwied", gdzie miesiąc w miesiąc zamieszcza swoje sążniste relacje z egzotycznych podróży.
Dziennikarz Koch dziennikarzy zdecydowanie nie kocha.
- Na żadne pytanie o Rublowce nie odpowiem, ten temat mnie nie interesuje. Proszę mnie wykreślić ze spisu swoich rozmówców, paniatno?! - prawie wrzeszczy do słuchawki. Aż dziw, że petersburskiemu inteligentowi i światowcowi tak łatwo puszczają nerwy.
Listy do prezydenta
W lesie billboardów najbardziej łaskoczą wyobraźnię hasła niepodpisane i bez numeru telefonu, np. "Szczęście Rosji to rodzimi producenci!".
- Może lobby samochodowe chce przesadzić Rosjan na wołgi i łady? - głośno myśli nasz kierowca Kola Darinski.
Przy napisie "Jaki piękny jest świat!" stawiam na autorstwo zakochanego romantyka, Kola - na pozostałości kampanii prezydenckiej Dmitrija Miedwiediewa.
Billboardów na Rublowce nie należy lekceważyć - w drodze na Kreml może na nie rzucić okiem car-władca. Nieraz wykorzystywano je w bataliach politycznych i ekonomicznych. Istnienie 33-letniego Romana Abramowicza jako sponsora "rodziny" Jelcyna ujawniły plansze z zagadkowym tekstem: "Roma kocha Rodzinę. Rodzina kocha Romę". Hasło "Niszcz baoBABy!" nawiązujące do "Małego księcia" Saint-Exupery'ego ukuli wrogowie Borysa Abramowicza Bierezowskiego, zwanego BAB-em.
Pod koniec ery Jelcyna Rublowkę zastawiono napisami o sprzecznej treści: "Skończyć z tollingiem, precz z grabieżą Rosji!" oraz "Zachować tolling, precz z grabieżą Rosji!". Na tollingu, czyli bezcłowym wwozie surowca zza granicy i bezcłowym wywozie przerobionego w rosyjskich fabrykach produktu, najbardziej skorzystał Oleg Deripaska, magnat aluminiowy i zięć Walentina Jumaszewa, trzeciego męża Tatiany Jelcyn. Przywilej tollingu zlikwidował dopiero Władimir Putin.
- Są tacy, co przeklinają Rublowkę przez obecność Putina: każdorazowo jego przejazd oznacza wstrzymanie ruchu i korek. A ja bym chciała, żeby Putin nie tylko jeździł, lecz i spacerował po Rublowce - mówi Łarisa z Usowa, menedżerka średniego szczebla w korporacji. Mieszka w Moskwie, ale parę lat temu okazyjnie kupiła kawalerkę w bloku w Usowie. Paskudnym, za to parę metrów za nim zaczyna się sosnowy las.
- Wkrótce jednak nie będzie tam wstępu, bo chciwi miejscowi urzędnicy sprzedają nawet drogi leśne i nabrzeża rzek. W Gorkach-10 nie zabudowano ostatnich zielonych terenów tylko dlatego, że należą do byłego kołchozu hodującego konie. A Putin jest zapalonym jeźdźcem. Kilka kilometrów dalej w rezerwacie przyrody powstały osiedla, strzeżone przez prywatne armie. Nie wpuszczą na publiczną drogę i jeszcze pobiją. Można sobie wzywać prawo, konstytucję i wszystkich świętych!
Córuś, kup se grzybki w Moskwie
"Żukowka, jedyna wieś na świecie, w której jest butik Cartier. "Welcome to Zhukoffka Plaza - serce Rublowki!" - czytam reklamy w niemytym chyba od zejścia z taśmy produkcyjnej wagonie elektryczki.
Kursuje z Dworca Białoruskiego w Moskwie, niegdyś woziła nomenklaturę, dziś gros pasażerów stanowi obsługa strzeżonych osiedli: nianie, kucharki, ochroniarze. W Żukowce wraz ze mną wychodzą Tadżycy w haftowanych czapeczkach i kufajkach - główna siła budowlana Rosji.
Żukowka w realu: wyszczerbiony beton peronu, zardzewiałe schody. Brnę do centrum ścieżką wśród dzikich wysypisk śmieci - Rublowka nie sprzyja piechurom. Za to przed Zhukoffka Plaza nie mam problemów z parkingiem, wraz z Tadżykami obserwujemy, jak maybach z lexusem walczą o skrawek krawężnika. Wygrywa lexus.
Na miejscu popularnego w okolicy rynku kołchozowego są pawilony z butikami, nad całością pobłyskuje neonami gigantyczny wiatrak, niczym na paryskim Moulin Rouge. W minimarkecie kipi handel, a to dopiero południe.
- Ostatni zakup? Wpadł trzydziestolatek z roponośnego Chanty-Mansijska. W kwadrans wybrał siostrze na urodziny futro z norek. Rozmiar znał, zadzwonił tylko z komórki, jaki chce kolor. Zapłacił gotówką równowartość 120 tysięcy dolarów - w barokowym salonie kreatorki mody Jeleny Jarmak ("Helen Yarmak, terapia futrem") rozmowna ekspedientka podsuwa mi do zmierzenia sobole, szynszyle, lisy polarne, etole z norek, haftowane, strzyżone, splecione na szydełku. A nuż jestem Darią Żukową, narzeczoną Abramowicza, incognito?
Restauracja Weranda przy Daczy zaprasza na odczyt rejestratorki rublowskiego glamouru Oksany Robski "Jak napisać bestseller. Siedem kroków dla początkujących autorów". Wstęp prawie 70 dolarów. Plotka głosi, że po rozwodzie z trzecim mężem i mimo półmilionowych nakładów książek piękna Oksana z trudem utrzymuje okazałą willę.
Koło przystanku autobusowego babulka sprzedaje domowe konfitury i zapeklowane kiszone podgrzybki.
- Po ile słoik? - nie mogę się powstrzymać na widok smakołyku. Kobiecina rzuca okiem na moją kurtkę i buty.
- Córuś, kup se grzybki w Moskwie. Przy metrze Kryłackim po sto pięćdziesiąt. Sama stamtąd wożę.
Sprzedaje po osiemset.
Straszna rotacja - parę osób zastrzelono
- U nas jest demokratycznie: nie trzeba zgłaszać, że będą goście, ochrona nie stoi pod bronią. Ale też nie mieszka tu żaden oligarcha - wyjaśnia Natasza Głazowa, gdy wartownik unosi szlaban.
Jest właścicielką sieci sklepów "Droga do siebie": indyjskie ciuchy, kadzidełka, zdrowa żywność, wegetariańska kawiarenka. Zatrudnia ponad 60 osób. Twarz bez śladu makijażu, sweterek, dżinsy, dobry samochód, torebka od Prady. Jest stanu wolnego, bezdzietna, towarzyska, komórka dzwoni co chwila.
Pod koniec lat 80. rzuciła doktoranturę w Akademii Nauk. Poszły z przyjaciółką jako programistki do nowo utworzonej agencji informacyjnej Fakt. Z Faktu wyrosła gazeta "Kommiersant", Natasza awansowała na dyrektora finansowego, dostała akcje firmy. Gdy tytuł kupił Borys Bierezowski, zainwestowała w sklepik. Akurat w Moskwie zapanowała moda na Wschód.
- Rodzice byli zdegustowani: odeszłam z prestiżowej uczelni, gdzie wykładali Gajdar i Jawliński, odeszłam z prestiżowej gazety i zajęłam się handlem. Od pięciu lat mogłabym żyć jak rentierka, ale raz w tygodniu sama staję za ladą. Chcę wiedzieć, czego klienci oczekują.
Działkę w Gorkach-2 kupiła okazyjnie w czasie defaultu 1998 roku. Płaciła 270 dolarów za ar, teraz mogłaby sprzedać po 150 tysięcy, ale zbudowała dom - żeby było gdzie zapraszać przyjaciół. Osiedle nie ma nazwy, ulice po prostu ponumerowano. Natasza mieszka przy ulicy numer trzy, tak wąskiej, że gdy z naprzeciwka pojawia się samochód - jeden z kierowców musi się wycofać do skrzyżowania.
 |
Ludzie najedli się luksusu, stali się bardziej tolerancyjni i życzliwi dla bliźnich - Natasza Głazowa zatrudnia w swoich sklepach 60 osób, ale raz w tygodniu sama staje za ladą
Foto: Robert Kowalewski |
- To właściwie osiedle sypialne, najbliższy sklep i restauracja są parę kilometrów stąd - mówi, otwierając bramę.
Minimalistyczne wnętrze domu jest zaprzeczeniem nowobogactwa: surowy beton ścian, betonowe schody. Zamiast poręczy klatkę schodową zdobią naciągnięte od sufitu do parteru stalowe liny.
- Liny zapobiegną upadkowi, jakby ktoś wchodził na piętro po dużym drinku. No i oszczędziłam na balustradach - uśmiecha się Natasza. Na piętrze kilka pokoi gościnnych, przy stołach na werandzie zmieści się kilkadziesiąt osób. W piwnicy - sala kinowa, bilard, siłownia, sauna. Sąsiadów prawie nie zna, tu każdy żyje oddzielnie.
- Jest straszna rotacja, parę osób zastrzelono, inni wyjechali za granicę, wielu zbankrutowało. Nie ma roku, by kilku domów nie wystawiono na sprzedaż.
Panie, zbaw Rublowkę
Gdy pytam Wiaczesława Agadżanowa, czym tak zgrzeszył, że zbawienie odkupuje budową cerkwi, nie namyśla się ani sekundy.
- Absolutnie niczym. W roku 1992 rozbudowywałem stary dom, obliczenia robiła bardzo religijna inżynier konstruktor Ludmiła. To ona mnie namówiła, żebym się ochrzcił i przy domu wystawił cerkiew pod wezwaniem świętych Ludmiły i Wacława czeskiego [w prawosławiu - Wiaczesława - AŻ]. Zbudowałem i możesz wierzyć lub nie - moje życie zmieniło się na lepsze.
- Biznes poszedł jak z płatka?
- Co tam biznes, mówię o kategoriach moralnych. Pieniądze są ważne dopóty, dopóki się ich nie ma. Zapytaj Billa Gatesa, czemu nosi stale tę samą marynarkę. Zbudowałem cerkiew i ilekroć tam zachodzę, myślę: "To najważniejsze, co zrobiłem w życiu!".
 |
Zbudowałem cerkiew i możesz wierzyć lub nie - moje życie zmieniło się na lepsze" - za plecami gościnnego Sławy Agadżanowa widać kopułę ufundowanej przez niego świątyni.
Foto: Robert Kowalewski |
Złoto na kopułach jest lepszej jakości niż na soborze Chrystusa Zbawiciela ("tam więcej chemii, niż złota" - twierdzi fundator). Ikonostas to pomniejszona kopia z carskiej kaplicy w Pałacu Zimowym. Oryginał Rastrellego bolszewicy sprzedali na Zachód, Agadżanow dostał jednak fotografie i szkice od dyrektora Ermitażu. Cerkiew podarował patriarchatowi moskiewskiemu.
Na nabożeństwie jest sporo kobiet z dziećmi, ładnie śpiewa chór. Młody batiuszka wyjaśnia, co można jeść podczas postu, czego kategorycznie "nielzja". - Ale jeśli bardzo się zechce albo do domu zjadą goście - przyjdźcie po moje błogosławieństwo i objadajcie się na zdrowie - kończy w tonie żartobliwym i podaje dłoń do ucałowania. W tym czasie pomocnica Agadżanowa wsuwa chórzystkom po banknocie tysiącrublowym - za posługę na mszy.
Pod cerkwią w Aksinino za Nikoliną Górą w niedzielne południe parkują same limuzyny. Batiuszka na rozmowę nie ma czasu, bo zawitał Nikita Michałkow z żoną i trójką dzieci. Przynosi mi album z historią cerkwi, "wszystkiego się pani stąd dowie".
Po rewolucji był tu kołchozowy magazyn, krzyże i wieżyczki zwalono, zamalowano freski. Odbudowali świątynię sami mieszkańcy. Kto nie miał pieniędzy - nosił cegły, mieszał wapno, kobiety sprzątały. Dzwon ufundował Nikita Michałkow.
 |
Reżyser Nikita Michałkow przygląda się weekendowym rozgrywkom piłkarskim na Nikolinej Górze. Za chwilę się przebierze, wbiegnie na boisko i strzeli gola
Foto: Robert Kowalewski |
- Nasz batiuszka przyjechał z żoną w roku 1991 jako bardzo młody duchowny - mówi Sasza Lipnicki. - Mieszkał w prymitywnych warunkach, ale powtarzałem mu: jeszcze będziesz bogaty. I jest bogaty. Bo Rosjanin najpierw nagrzeszy, każe zastrzelić konkurenta i zalewa się wódą, a jak wytrzeźwieje - funduje cerkiew, bije pokłony na mszy i rzuca milion na tacę. Znam takich.
Roztwór nasycony
- Czy istnieje gatunek ludzi rublowskich? - pytam Edika Dorożkina, który solennie opisuje inauguracje nowych butików i pokazy mody, bo musi znać trendy. Inaczej tygodnik "Na Rublowce" będzie reklamował nie to, co trzeba, i zbankrutuje.
- Są bardzo różni, większość jednak rozumie, że muszą sami sterować swoim losem. Pieniądze zarobili w Rosji, ale czują się obywatelami świata. Mają domy na Rublowce i Sardynii, w Londynie i Costa Brava, i wszędzie są u siebie. Wcześniej tylko wiolonczelista Mścisław Rostropowicz tyle jeździł po świecie.
Edik pamięta, że pierwsi rublowscy bogacze nosili czerwone marynarki, złote łańcuchy na szyjach i używali knajackiego slangu. Z ulgą wymykał się wówczas z bankietów i ordynarnych popijaw. Niedawno był na "Stabat Mater" w konserwatorium i oniemiał - większość miejsc po tysiąc dolarów wykupili mieszkańcy Rublowki.
- Dzisiaj nie wypada chwalić się przehulanym milionem. Wypada opiekować się sierocińcem, otworzyć przedszkole dla dzieci wiejskich, jak to zrobił w Nikolo-Uriupino właściciel piekarni Kapiton Dubinin. Oligarcha Michaił Prochorow łoży na Teatr Sowriemiennik i zalicza tam wszystkie premiery, chociaż podejrzewam, że wolałby spędzić wieczór na dyskotece w Courchevel - śmieje się Edik.
Natasza Głazowa obserwuje, jak deweloperzy przesuwają akcenty: klientów wabią już nie elitarnością, lecz przyjaznym środowiskiem. W nowych osiedlach dom od domu oddziela tylko niski żywopłot.
- Ludzie najedli się luksusu, pieniądze nie są już jedyną miarą wartości. Stali się bardziej tolerancyjni i życzliwi dla bliźnich. Na Rublowce nikt nie znęca się nad starymi rodzicami, tu zatrudnia się im pielęgniarkę i pomoc domową. Dzieci w przedszkolach uczą się języków obcych i dobrych manier.
W zamkniętym osiedlu Aleksandrowka wiceminister Władimir Grigorjew prowadzi dom otwarty i co sobota gra z sąsiadami w piłkę nożną. I choć wie, o której musi wyjechać do pracy, by nie ugrzęznąć w korku, przyznaje, że niesłabnąca popularność Rublowki upodobniła ją do roztworu nasyconego.
- Jedyne, co powstrzymałoby napływ kolejnych urzędników i biznesmenów, to przesiedlenie stąd prezydenta, premiera i ministrów. Pomysły takie pojawiają się od czasu do czasu, zwłaszcza gdy oddano do użytku sześciopasmową szosę Noworyską, która prowadzi przez centrum Moskwy.
- Och, jakbym chciała, żeby władza i biznes się stąd wyprowadziły - wzdycha w Barwisze Marianna Rudomino, która popołudnia spędza na spacerach z dwuletnim wnukiem.
- Na razie na Rublowce ciągle obowiązuje hasło Marka Twaina: "Kupujcie ziemię, bo więcej jej nie robią".
Anna Żebrowska
09.09.2008
Źródło: Duży Format
http://wyborcza.pl/1,75480,5667721,Republika_Rublowka.html